PIERWSZY KOT (I ŚWINKA) ZA PŁOT, CZYLI POCZĄTKI BYWAJĄ TRUDNE
Choć
jestem przeciwna odrabianiu lekcji za dzieci (wolę wytłumaczyć i
pokazać, co i jak, czyli pomóc zrobić to samodzielnie), to gdy
dowiedziałam się, że siostrzeniec na lekcjach techniki będzie
szył maskotkę, w niespodziewanym dla mnie samej przypływie
weny zrobiłam takie oto dwie maskotki-brzydotki:
KOTEK-BRZYDOTEK
I ŚWINKA-POKRACZYNKA,
CZYLI
MASKOTKI-BRZYDOTKI
Brzydotki,
bo wyszły jak wyszły i stąd taka nazwa, a ja już wiem, że takich
rzeczy nie robi się w jeden wieczór, a w kilka, i nie do późna w
nocy, bo im później, tym mniej cierpliwości, co się niestety
odbija na wykonaniu, ale co zrobić, jeśli upór nie pozwala iść
spać, gdy robota jeszcze nieskończona?
Siostrzeniec
był zachwycony - "Ciocia, a skoro tak ładnie szyjesz, to może
zrobiłabyś mi jeszcze takie maski, jak Rey
Mysterio i Sin
Cara noszą
i jeszcze Sheamusa byś
zrobiła, Pou(w
wersji podstawowej), Nyan
Cata i
choinkę do przytulania?"). Stwierdził, że maskotki są zbyt
profesjonalne i dopóki nie pokazałam mu skrawków starych ubrań, z
których je zrobiłam, nie mógł uwierzyć, że to moje dzieło.
Brzydotki
spodobały się również córce kuzynki i choć widziała je tylko
na zdjęciu, to zażyczyła sobie, żeby i dla niej ciocia też coś
takiego uszyła, a że ciocia załapała bakcyla, to pewnie życzenia
dziewczynki i siostrzeńca prędzej czy później spełni,
a efektami oczywiście pochwali się tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz